wtorek, 3 lipca 2012

I wish that was me


Od mojego pierwszego spotkania z chłopakami minęły dwa miesiące. Przez ten czas stali się oni moimi przyjaciółmi. Wiedziałam, że mogę na nich liczyć, a oni wiedzieli, że mogą liczyć na mnie.  Termin ich castingów do programu X-Factor zbliżał się wielkimi krokami. Bardzo chciałam ich wesprzeć, więc pomagałam im podczas prób dźwiękowych w domu Zayna czy podczas szlifowania śpiewu u Liama. Kiedy zaś przychodzili do domu mojego i Harry’ego, przygotowywałam im posiłki. Byłam też wredną żmiją, a jakże.
Któregoś dnia, gdy stałam przy kuchence, smażąc naleśniki dla chłopaków, do kuchni wpadła moja przyjaciółka Rachel. Rzadko przychodziła do naszego domu. Wolała raczej spotykać się ze mną na dworze. Dobrze wiedziałam, dlaczego. Jednak wolałam się nie wtrącać.
Usiadła przy stole, zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiadałyśmy sobie jak zwykle o tym, co robiłyśmy w ciągu dnia oraz wymieniłyśmy plotki. Po jakimś czasie w drzwiach pojawił się Harry z Louisem. Na widok tego drugiego, poczułam ucisk w żołądku, a szklanka, którą trzymałam w ręce, spadła z hukiem do zlewu. Zawsze, gdy go widziałam, zdarzało mi się coś podobnego. Rzuciłam przerażone spojrzenie na Rachel. Jak nic zauważyłaby i robiła głupie uwagi. Ale nie. Miała mnie gdzieś i bezwstydnie wpatrywała się w mojego brata, jak gdyby był ósmym cudem świata. On mógł myśleć, że jej spojrzenie jest najzwyklejsze, ale ja wiedziałam. Zawsze wiedziałam. Miała do niego słabość. A on, gdy ją widział, uśmiechał się szerzej niż zwykle, choć tak rzadko się widzieli. Zdawał się zapomnieć, po co w ogóle przyszedł do kuchni. Usiadł na krześle obok  Rachel i zajął ją rozmową. Do mnie zaś podszedł Lou.
- Oni tak zawsze?  - zapytał cicho, spoglądając na Harry’ego i Rachel, śmiejących się. Westchnęłam teatralnie.
- Zawsze.
Chłopak przeniósł wzrok z pary na mnie i uśmiechnął się. Zmiękłam.
- Przyszliśmy tutaj zapytać, czy dostaniemy coś na obiad. Niall marudzi już od godziny – wywrócił oczyma.
- Już o tym pomyślałam – powiedziałam, wskazując na cztery talerze wypełnione naleśnikami z różnymi dodatkami. – Właśnie robię piątą porcję.
Louis bezwstydnie włożył palec do jednego naleśnika i wyjął  z niego trochę dżemu. Błyskawicznie zamachnęłam się ścierką i wymierzyłam cios prosto w jego głowę.
- Pożałujesz tego – zagroził mi, oblizując palec. Ten gest przyprawił mnie o ciarki. Skarciłam się w duchu. Dlaczego musiałam być tak zboczona? Zdjęłam patelnię z ognia i przeniosłam ostatnią porcję naleśników na talerz.
- Jak coś mi zrobisz, nie dostaniesz obiadu – powiedziałam, uśmiechając się szyderczo. Skrzywił się.
- Pójdziesz z nami na casting? – zapytał nagle.
- No nie wiem, Lou. Może nie powinnam was rozpraszać… - mruknęłam. Bałam się pójść. Sama nie wiedziałam, dlaczego, ale się bałam.
- Byłbym spokojniejszy, gdybyś tam była… Chciałbym mieć wtedy wszystkich przyjaciół blisko  – szepnął, biorąc do rąk talerz. Serce roztopiło mi się błyskawicznie.
- Pojadę z wami – oznajmiłam. Po moich słowach Louis uśmiechnął się szeroko.
~~~~~~~~~~~~~~~
Stałam za kulisami i poprawiałam włosy Harry’ego.
- Jesteś świetny, poradzisz sobie – powtarzałam mu.
- Hm… - mruknął, wpatrując się w podłogę.
- Jesteś Styles! A każdy o nazwisku Styles jest najlepszy  – uśmiechnęłam się, a mój brat po chwili uczynił to samo. Usłyszeliśmy donośny głos zza kurtyny:
- Następny!
Harry westchnął głęboko i poszedł w stronę wejścia na scenę. Odwrócił się jednak i spojrzał na mnie.
- Dziękuję.
Po kilku dłużących się w nieskończoność minutach, już tuliłam Hazzę, któremu łzy szczęścia ciekły po policzkach.
- Nie rycz, głupku – skarciłam go, choć i mnie ścisnęło w gardle. Tak bardzo chciałam, by im się udało. Wszystkim. Każdego z chłopaków odprawiłam na scenę, prócz Louisa.
Przy nim przez cały czas stała ładna, zgrabna blondynka, trzymając go pod ramię i świergoląc coś do ucha. Starałam się na nich nie patrzeć, bo coś dziwnego działo się wtedy w mojej głowie.
Zazdrość? Nie, to niemożliwe. Lou był moim przyjacielem. Tylko. Aż. Powinnam życzyć mu szczęścia. Ale gdy zobaczyłam, jak przed wejściem na scenę, dziewczyna żegna Louiego pocałunkiem, nie wytrzymałam. „Chcę mieć wszystkich przyjaciół przy sobie”. Prychnęłam. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z budynku w którym odbywały się przesłuchania. Byłam wściekła i rozżalona do granic możliwości. Nawet nie wiedziałam, czy otrzymał trzy razy „tak” od jurorów. Doszłam do jakiegoś zaciemnionego parku i usiadłam na ławce, podciągając kolana pod brodę. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że nie powinnam była się tak zachować. Przecież Louis nigdy nie był i nie zanosiło się na to, że kiedykolwiek będzie mój. Co więc miałam do powiedzenia? Powinnam go wspierać, a nie być przeciw, nawet jeśli wybrał sobie na dziewczynę najgorszą wywłokę jaka istnieje.
Wróciłam do domu, umęczona. Już od progu usłyszałam, że wszyscy są w naszym salonie i świętują. A więc każdy z nich przeszedł dalej. Gdy zdejmowałam buty, do przedpokoju wypadł Zayn z Niallem i rzucili się mnie przytulać. Byli mocno podcięci, więc nie protestowałam. Dałam się zaprowadzić do salonu, gdzie usadzono mnie obok Louisa. Pięknie. Z tego co zaobserwowałam, tylko on i Liam nie byli pijani. Harry właśnie usiłował wejść na kominek, a podsadzał go Zayn.
Zajęłam się rozmową z Liamem, bo Lou przez cały czas był wpatrzony w telefon. Dowiedziałam się, że oczywiście cała piątka przeszła do następnego etapu. Zostałam też obrzucona pytaniami, czy nadal będę im pomagać w przygotowaniach.
- Nigdy bym was nie opuściła – oznajmiłam głośniej niż była potrzeba. Louis jednak nadal skrobał sms’a, a Liam teatralnie wywrócił oczyma.
- Czy ona nie może dać ci spokoju choć na moment? – zapytał z wyrzutem.
- Daj spokój… - mruknął tylko Tommo. – Wiesz jak na mnie mówi? Boo Bear!
- Co? – kompletnie zbiła mnie z tropu jego ostatnia wypowiedź.
- Boo Bear. Słodkie, nie? – Lou wydawał się być upojony, choć niczego nie wypił.
- Ej, o kim my w ogóle mówimy? – zapytałam, coraz mocniej podenerwowana.
- Hannah – wyjaśnił mi Liam ponuro. – To ta dziewczyna, która dziś przyszła z nim na przesłuchanie.
Zachowałam kamienną twarz i nie odpowiedziałam nic. Wbiłam wzrok w punkt centralnie naprzeciw, czyli w śmiejącego się Nialla. A więc Hannah.
~~~~~~~~~~~~~~~
Przez następne dni unikałam Louisa jak ognia. Nie chciałam narażać się na to spojrzenie, ten uśmiech i całego niego. Skupiłam się na Harry’m, bo zauważyłam, że nieco się od niego oddaliłam. Bardzo się cieszył, kiedy przychodziłam, by spędzić z nim trochę czasu, a i mnie samą to radowało. Był moją opoką. Odkąd tata zmarł, mama musiała pracować dwa razy więcej, tak, że w domu bywała naprawdę rzadko. Musiałabym radzić sobie sama, gdyby nie mój brat. Kochałam go tak mocno, że oddałabym za niego życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Prócz niego i Rachel, nie miałam praktycznie nikogo. Co do Rachel… Coraz częściej nawiedzała ją odwaga i przychodziła do naszego domu. Była na zabój zakochana, wiedziałam to. Nie chciała się do tego przyznać, ale Harry zajął specjalne miejsce w jej sercu. Uśmiechałam się tylko, gdy widziałam jej minę, gdy o nim mówiła lub myślała. Trzymałam kciuki, by choć im się udało.

4 komentarze:

  1. Bum czikiriki <3. Świetnie, uwielbiam to. :D Głupia Hannah. -.- (obrażenie samej siebie, zawsze spoko ). Widzę, że Vivienne jest zboczona, jak wy jesteście do siebie podobne. ;3
    Lofki lofki <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. ODBIJ HANĘ, CO TAM. I dziękuję za Harolda. :3 Czekam na dalsze części, zią, no i na spelnienie moich dzikich żądz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Genialnie piszesz! Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie naprawdę !!

    OdpowiedzUsuń