/Vinnie/
- No chooodź, Harry! - jęczałam, stojąc pod drzwiami łazienki. Czekałam już od kwadransa aż mój brat w końcu zostawi swoje włosy w spokoju i będziemy mogli wyjść. Przygotowałam dla niego niespodziankę. Zrobiłam to, ponieważ w ostatnich dniach był przygnębiony jak jeszcze nigdy, oczywiście za sprawą Rachel. Chciałam jakoś mu pomóc i umilić te chwile.
- Ej, młoda... - drzwi uchyliły się i ujrzałam przed sobą mojego przystojnego braciszka i burzę jego loków. - Gdzie my idziemy?
- Zobaczysz - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go za rękę. Przed domem stały dwa samochody. Jeden był sporym czerwonym kabrioletem, a drugi zielonym jeepem. Przed pojazdami stały cztery osoby: Liam, Zayn, Niall i Louis. Skrzyknęłam ich na ostatnią chwilę, tak, by żaden z nich nie mógł domyśleć się, co planowałam. Wybiegłam im naprzeciw i rzuciłam się na szyję Liamowi.
- Tak dawno was nie widziałam! - jęczałam co chwila, czując, jak Daddy klepie mnie po plecach.
Ponad jego ramieniem widziałam wiele sprzecznych uczuć wymalowanych na twarzach pozostałych.
Harry oparł się o maskę czerwonego cuda techniki, założył ręce na piersiach i uśmiechał się, zatrzymując wzrok na Liamie. Tuż obok niego spoglądał zza czarnych raybanów Zayn. Ponieważ nie widziałam jego oczu, nie mogłam za bardzo stwierdzić, jaki ma nastrój, ale kąciki jego ust były skierowane minimalnie ku górze. Niall przysiadł na krawężniku i wydawał się być czymś strapiony. Patrzył na mnie smutnymi oczami i widocznie starał się nie wygiąć ust w podkówkę. Jednak najbardziej zastanowił mnie widok Louisa. Stanął on bokiem do nas i wpatrywał się ze zmarszczonymi brwiami w niebo. Dłonie schował do kieszeni i zacisnął w pięści, co było dobrze widać przez cienki materiał jego spodenek. Wargi zacisnął najmocniej, jak umiał i chyba usiłował być myślami gdzie indziej.
Zorientowałam się, że przez cały ten czas wisiałam Liamowi na szyi, puściłam go więc i stanęłam naprzeciw niego. Przypatrywałam się niesfornej, brązowej czuprynie, ciemnym oczom i olśniewającemu uśmiechowi mojego przyjaciela. Widząc go w tak dobrym nastroju, sama również się uśmiechnęłam.
- Coś ty znowu wykombinowała? - zagadnął Zayn i posłał mi przyjazny półuśmiech.
Wywróciłam tylko oczyma i wskazałam na samochody.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po około pół godzinie drogi zatrzymaliśmy się przed bramą ogromnego placu, z którego dochodziła głośna muzyka, piski dzieci i śmiechy starszych.
- Wesołe miasteczko! - wrzasnął uradowany Niall. Ten widok widocznie poprawił mu humor i nie był już taki przygaszony jak wcześniej.
- Wszyscy mamy wykupione bilety na cały dzień - oznajmiłam z dumą, grzebiąc w torebce.
- Rollercoaster! - krzyknął mi do ucha Zayn. - Błagam, pójdźmy tam najpierw!
Po chwili znajdowaliśmy się już na terenie wesołego miasteczka. Cały czas dyskretnie obserwowałam Harry'ego. Z ulgą patrzyłam, jak uśmiecha się szeroko, rozglądając wokół siebie i szukając odpowiednej atrakcji, na którą akurat miałby ochotę. Louis snuł się za nim, wciąż tak samo ponury jak wcześniej. Ku mojemu zdumieniu, wcale nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Wręcz przeciwnie, potrzebna była mi przerwa od jego osoby.
- Diabelski młyn! Proszę! - usłyszałam rozpaczliwy jęk Niallera.
- Kto ostatni, ten pierze gacie Hazzy! - wrzasnął uradowany Zayn a my wszyscy pobiegliśmy przed siebie. Tylko Lou człapał powoli na końcu, w ogóle nie zamierzając się wysilać. Zastanawiało mnie jego zachowanie, ale postanowiłam choć raz się nim nie przejmować. You only live once.
Dziesięć minut później siedziałam w wagoniku diabelskiego młyna razem z Liamem. Unosiliśmy się powoli, a ja wywieszałam się za barierki, by dostrzec resztę przyjaciół. Niall i Zayn zaśmiewali się wniebogłosy w wagoniku niżej, a jeszcze pod nimi jechał mój brat i Tommo. Każdy z nich siedział po przeciwnej stronie, jak najdalej od drugiego. Westchnęłam. Przecież to miał być nasz, rodzinny wypad. Miałam nadzieję, że może się pogodzą.
- Coś nie tak? - zapytał mój towarzysz i troskliwie położył mi dłoń na ramieniu, zapewne bojąc się, że mogłabym wypaść.
- Mam ich dosyć - warknęłam, sama zdziwiona ilością wrogości, która zabrzmiała w moim głosie. - To znaczy, nie tyle mojego brata, co Louisa.
- Rozumiem - powiedział cicho Liam. Zapewne już o wszystkim wiedział, ale nie chciałam teraz o tym rozmawiać. Spojrzałam na pogodną twarz przyjaciela i zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy się uśmiechnął. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że obecność Payne'a zawsze była dla mnie kojąca. Zawsze wiedziałam, że chłopak mnie zrozumie, nawet bez słów. Nawet w tym momencie domyślał się, co czuję i nie naciskał, bym powiedziała mu więcej.
- Taki przyjaciel jak ty to skarb - powiedziałam, kładąc mu głowę na ramieniu. Zrobiłam to raczej odruchowo niż rozmyślnie. Jednak było mi tak dobrze, że nie chciałam się poprawiać, jakkolwiek dwuznacznie mogłoby to wyglądać. Liam, najwyraźniej nie rozumiejąc, dlaczego akurat teraz wypowiedziałam takie słowa, ponownie się uśmiechnął i spuścił wzrok.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Dopiero jedliście! - jęknął Zayn, przyglądając się, jak walczę z ogromną, różową watą cukrową. Obok mnie szedł Niall a w rękach trzymał po hot-dogu. Oczywiście oba kupił dla siebie.
- To co? - zapytaliśmy jednocześnie z blondasem. Wszyscy, prócz Louisa, wybuchnęli radosnym śmiechem. Od naszego przyjazdu minęło już ładnych kilka godzin ale (prawie) wszyscy, mimo zmęczenia, byliśmy radośni i zadowoleni.
- It feels like we've been living in fast-foward, another moment passing by- zanucił Liam.
- U-u-up all night! - jęknął Niall, starając się, by słowa zabrzmiały wyraźnie mimo ogromnej ilości hot-doga w ustach.
- The party's ending but it's now or never...
- Nobody's going home tonight - zachichotałam. Harry objął mnie ramieniem i mocno do siebie przytulił.
- Dzięki, mała - szepnął mi do ucha. Nie musiałam pytać, o co mu chodzi. Jako rodzeństwo, byliśmy wyjątkowi. Czytaliśmy sobie w myślach. Przytuliłam go, a Zayn i Niall wydali z siebie jęk, co bardzo przypomniało mi "aaaww".
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
/Niall/
Przyglądałem się Louisowi siedzącego w moim pokoju. Próbowałem domyślić się, o co może mu chodzić. Po tak wspaniałym dniu z przyjaciółmi nie powinien przecież być w takim nastroju, w jakim był. Postanowiłem jednak przyjąć go na noc do siebie, by nie został sam.
- Jestem taki... rozdrażniony - zaczął. Jego głos był pełen irytacji i zniecierpliwienia.
- Przykro mi stary, ale sam się nie domyślę, co cię gryzie - mruknąłem cicho, obawiając się reakcji chłopaka. W końcu znałem go na tyle, by wiedzieć, że jest impulsywny i potrafi nieźle na kogoś nawrzeszczeć. Nic takiego jednak się nie stało.
- Mam nowy problem - powiedział głośniej, przeczesując włosy palcami.
- Jaki? - przestraszyłem się lekko. Bardzo nie lubiłem takich informacji, a już zwłaszcza, jeśli chodziło o moich bliskich.
- Na imię mu Liam.